Evelyn siedziała na parapecie w pokoju Weroniki i wyglądała
przez okno na jedną z paryskich ulic. Podciągnęła kolana pod klatkę piersiową i
objęła je ramionami. Cały czas z uwagą przypatrywała się stojącym w korkach
samochodom, których kierowcy jak i pasażerowie zapewne śpieszyli się do pracy
bądź tez po prostu spacerującym pieszym, którzy wracali właśnie ze świeżym
pieczywem do domu lub też kierowali się w stronę parku prowadząc na smyczy
swoich pupili. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że tęskni za monotonią normalnego
życia, które z założenia nie kręcie się wokół piłki.
– Od zawsze chciałam grac w Realu… – Jej oddech odbił się na
szybie a wzrok utkwił w mężczyźnie, który razem z dwiema córkami, które
prowadził za rączki zmierzał w stronę pobliskiego przedszkola. Wskazywały na to
dwa różowe plecaczki umiejscowione na ich plecach. Ev nie obejrzała się, co
prawda, ale zdanie, które wypowiedziała było wyraźnie skierowane pod adresem
Weroniki, która była w trakcie pakowania swoich rzeczy. Jak można było się
domyślić pokój wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Na podłodze, łóżku,
stoliku i innych elementach wyposażenia pokoju leżały ubrania. Jeżeli Polka
myślała, że zmieści to wszystko do tych swoich dwóch, śmiesznych walizeczek, z
którymi przyjechała do Paryża to się zdziwi. – A może powinnam powiedzieć, że
to mój ojciec zawsze tego chciał? – Zidane dodała po chwili obracając swoją
twarz w kierunku Borowej. Bramkarka usiłując zamknąć walizkę usiadła na niej,
ale nie uzyskała oczekiwanego efektu, więc kilkakrotnie mruknęła coś pod nosem
– zapewne po polsku, bo Evelyn nie mogła zrozumieć tego jej szeleszczenia.
Kiedy Francuzka pokonała dzielącą je odległość chcąc się jakoś przydać usiadła
na bagażu przyjaciółki. Widząc jednak, że nic tym nie wskórają ze śmiechem zepchnęła
Polkę, przez co ta wylądowała na łóżku.
– Powinnaś coś zostawić. –
– Żartujesz sobie?! – Przerwała jej niemalże oburzona
Weronika. – To są tylko najpotrzebniejsze rzeczy, bez których się nie ruszam. –
Ev tylko pokiwała głową, ale w taki sposób jakby chciała dać do zrozumienia
przyjaciółce co tak naprawdę o tym wszystkim myśli. Otworzyła walizkę i wyjęła
z niej kilka rzeczy.
– Zwariowałaś?! To przecież Madryt a nie Syberia ani ta
twoja Polska. – Blondynka przerwała na chwilę swoja wypowiedź jakby porządkowała
w głowie myśli. – Właśnie… Madryt. – Młoda Zidane’ówna objęła przyjaciółkę ramieniem,
po czym dłonią zatoczyła w powietrzu krąg niczym agent nieruchomości
prezentujący potencjalnym nabywcom dobrze wyposażona kuchnie. – Słońce, drinki,
zakupy, przystojni, opaleni faceci… Uwielbiam Madryt. – Wypowiedziała ostatnie
słowo prawie z nabożną czcią i pewnie wymieniałaby coś jeszcze, ale Weronika
zabrała głos przedstawiając swoją wizję.
– Piłka, murawa, Santiago Bernabeu, Cristiano Ronaldo… – I
tym samym sprowadziła Francuzkę na ziemię za co ta wymierzyła jej cios
poduszką.
– Chyba powinnam się cieszyć. Cieszę się z tego wyjazdu do
Madrytu. Wszystko zaczyna się układać. Moje życie nabiera tempa. Jest ok.
Odnowiłam kontakty z Karimem… To dziwne, ale ten chłopak coraz częściej
zaprząta moje myśli. Tam pewnie będę widywać Goo niemal codziennie… Czy
powinnam być z tego powodu zadowolona? Nie wiem. Oglądanie go u boku tej
modeleczki wcale nie jest przyjemne, zwłaszcza, że gdyby Camille mogła zabiłaby
mnie samym spojrzeniem. Gdy zamknę oczy widzę roześmianą twarz małego,
pulchnego chłopca, który dzieli się ze mną bagietką. Każde z nas siedzi na
piłce i mimo tego, że jemy, to robimy wszystko by to drugie straciło równowagę
i wylądowało na trawie i sprawdziło jej miękkość przy pomocy swojego tyłka.
Stare czasy. Czy przyjaźń może przetrwać tak długą rozłąkę? Czy przyjaźń to relacja,
jaka może łączyć mężczyznę i kobietę? Nie. Tak. Nie wiem.
Weronika ostatnio dość często unika tematu swojego zdrowia,
– co nieraz doprowadza mnie do szału – widzę jednak, że jest lepiej. Więcej
śpi, lepiej się odżywia. Martwi mnie jednak to, że nie mówi mi wszystkiego. Na
pewno coś przede mną ukrywa! Wiem, że każdy ma prawo do tajemnic, ale to wcale
mnie nie uspokaja. To moja jedyna prawdziwa przyjaciółka. Boję się, że
wpakowała się w jakieś kłopoty a później będzie już za późno, żeby coś z tym
zrobić. (…) Boże, co ja mówię. Weronika jest rozsądna, wie, co robi.
Będzie mi brakowało Francji.
Weronika właśnie zamierzała się odwdzięczyć, ale nie
przyszło jej wykorzystać swojej szansy, bo do pokoju – oczywiście uprzednio
pukając – wszedł nie kto inny jak sam Zinedine Zidane.
– I jak? Jesteście już gotowe? Samochód czeka. – Kącik ust
mężczyzny uniósł się ku górze i zastygł w zalążku uśmiechu.
– Właściwie to tak. – Odparła Ev pomagając zamknąć walizkę
Weroniki, która trochę pomarudziła aczkolwiek posłuchała wcześniejszej rady
przyjaciółki i trochę niechętnie pozbyła się kilku ubrań, przez co od razu
zrobiło się luźniej.
– Eee, znaczy ja… muszę wziąć jeszcze teczkę z dokumentami z
salonu – Wyjąkała Borowa z ulga udając się w stronę drzwi.
– Wydawało mi się, że ją wzięłaś! – Rzuciła za nią młoda
Zidane’ówna.
– Właśnie, wydawało ci się. – Odpowiedziała bramkarka nawet
się nie oglądając.
– Czy mi się wydaje, czy ona się mnie boi? – Zdezorientowany
Zizou. Wskazał palcem w kierunku drzwi, przez które właśnie wyszła Wer i
ponownie skierował swoje spojrzenie na córkę.
– A dziwisz jej się? – Spytała blondynka po dość dłuższej
chwili próbując podnieść z łóżka jedną z walizek przyjaciółki. Zinedine tylko
westchnął i wyręczył córkę. Chwycił obie walizki i uniósł bez problemu jakby
znajdowało się w nich tylko powietrze. – No dobrze, powiedzmy, że jest tylko
odrobinę onieśmielona. – Dziewczyna wzruszyła ramionami. Jej ojciec od razu
zdał sobie sprawę z tego, o co chodzi.
– Przecież wiesz, że nie chciałem być wścibski. Niby jak
miałem zareagować, kiedy zastałem ich całujących się w ogrodzie? Na miłość
boską! Ta dziewczyna była pod moim dachem, odpowiadałem za nią! Bardzo cenię
sobie Nasriego, ale skąd miałem wiedzieć, że są razem? Właściwie nawet nie
przyszło mi do głowy, że się znają. – Zidane próbował się jakoś wytłumaczyć.
– Jasne, i dlatego włączyłeś spryskiwacz do trawy? Cóż za
wspaniałe wyczucie czasu i okoliczności.
– Evelyn zaśmiała się obejmując ojca.
– No… chciałem jakoś ostudzić ich zapał….
– Tato, tak trudno było się domyślić? Borowa przyszła do nas
z Arsenalu. Samir grał w Arsenalu. Poza tym tak, twój plan się udał. –
Dorzuciła kpiąco. – Zrobiłeś z Weroniki miss mokrego podkoszulka a tym samym
dałeś Nasriemu kolejny powód by zdjął z niej ubranie. – Rzuciła bez skrępowania,
na co jej ojciec wzdychając spojrzał w sufit jednocześnie kręcąc głową z
niedowierzaniem.
– Kogo ja wychowałem… –
– Jedną z najlepszych i najskromniejszych piłkarek świata. –
Przytuliła się do ojca. – Dobrze, że jedziesz tam z nami. Uschłabym z tęsknoty
nie mając cię przy sobie. –
– Czy będziesz tęsknić za Paris Saint Germain? –
– Ależ oczywiście. – Odparła Weronika zgodnie z prawda
wprost do mikrofonu, który skierowała w jej stronę czarnowłosa dziewczyna.
Nieco przydługa grzywka zasłaniała jej oczy, więc co jakiś czas młoda
dziennikarka odgarniała ją do tyłu. – Grało mi się tu bardzo dobrze, poznałam
wiele wartościowych osób, dużo się nauczyłam… Niewykluczone, że jeszcze kiedyś
tu wrócę… –
– Czy nie męczą cię ciągłe przeprowadzki? Jak widać nie
możesz nigdzie zagrzać miejsca na dłużej. Jesteś wprost rozchwytywana. –
– No tak, właściwie to nie… choć przyznam, że na początku
kariery nawet nie przyszłoby mi do głowy, że mogę wyjechać z Polski. Ale
wiadomo, trzeba poszerzać horyzonty.
Młody chłopak niechlujnym gestem przeczesał dłonią krótkie,
blond włosy odsłaniając tym samym pokryte trądzikiem czoło. Głupkowato wyszczerzył
się w stronę Evelyn.
– Rozumiem, że gra w Realu Madryt to szansa na pozyskanie
nowych umiejętności. – Podsunął w jej stronę dyktafon wciąż durnowato się
uśmiechając i najwyraźniej licząc, że piłkarka jakoś rozwinie ten temat.
– Ależ skąd. Jadę tam tylko po to, by układać murawę na
Santiago Bernabeu. Czas nagli a każda pomoc się liczy. – Blondynka uniosła
swoją drobną dłoń do góry dając tym samym znak, że nie zamierza więcej udzielać
żadnych wywiadów. Ta strona bycia rozpoznawalnym zawsze ją męczyła, a przecież
każdy ma prawo do zachowania odrobiny prywatności, prawda? Nie można za kimś
łazić krok w krok wypytując począwszy od planów na przyszłość a kończąc na
rodzaju papieru toaletowego, którego używa. To chore. Niektóre pytania są
totalnie nietrafione, wręcz idiotyczne a jakaś wielka osobistość z kanału
telewizyjnego szczerzy się do kamery jakby błysnęła genialnością.
Mimo tych wszystkich wątpliwości, jakie w ostatnim czasie
dały o sobie znać Evelyn gdzieś w głębi serca wiedziała na pewno, że chce grać.
Miała to w genach. Piłkę można by porównać do powietrza, którym oddycha a bez
którego nie ma jakichkolwiek szans na przeżycie.
Chwyciła dłoń Weroniki, która już najwyraźniej skończyła
wywiad.
– To co, dacie nam przejść czy mamy zaczekać aż rozłożycie
przed nami czerwony dywan? – Spytała młoda Zidane’ówna jak zwykle przysłaniając
się osłoną sarkazmu. –Dlaczego ty zawsze trafiasz na tych normalnych a ja na
zwykłe hieny żadne informacji? Wiesz, dzisiaj dowiedziałam się o moim rzekomym
romansie z Gourcuffem, o którym podobno już huczy w całej Francji… Dodałam, że
widziałam się z nim tylko raz i to w dodatku przez przypadek, bo pojawił się
razem z Riebery’m na lunchu z moim ojcem?
– No wiesz, ja nie jestem córką Zizou tylko zwykłą
bramkareczką z Polski. – Borowa wzruszyła ramionami jakby to wszystko nie było
od niej zależne. Na jej twarzy malował się wesoły uśmieszek, który zwiastował,
że zaraz powie coś, co może nie spodobać się Evelyn. – A co na to Karim? Nie
jest zazdrosny? – Wer poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła dalej, choć jej
przyjaciółka znieruchomiała na te słowa. To jednak tylko cisza przed burzą, bo
młoda Zidane’ówna wkrótce należycie wypowie się na ten temat, ale to w
samolocie a stamtąd Polka jej nie ucieknie. Zemsta będzie słodka. Podróż minęła
w miarę spokojnie, ale nie dla bramkarki, która panicznie bała się latać. Nie
dość, że kurczowo trzymała się oparcia fotela – jakby to miało jej w jakiś
sposób pomóc – snując wizje o katastrofach lotniczych to Evelyn cały czas
paplała o tym, że jej i Karima to w zasadzie nic nie łączy. Borowa wiedziała
swoje, widziała jak na siebie patrzyli, kiedy Benzema odprowadzał Ev do hotelu.
Wer bała się jednak cokolwiek powiedzieć, bo była przekonana, że jej
towarzyszka wypchnęłaby ją z samolotu a ta wylądowałaby na jakimś elemencie
infrastruktury tyle, że lądowanie nie byłoby przyjemne, bo przecież nie miała
spadochronu.
– Sophie! – Evelyn ucieszyła się na widok reprezentantki
Francji, która witała je na lotnisku razem ze swoim chłopakiem.
– A gdzie Megan? – Wtrąciła Weronika, na co Castillo tylko
przewróciła oczami. – Jest na wypożyczeniu… – Podjęła powoli budując napięcie i
badając tym samym reakcję koleżanek. Ev zmarszczyła czoło czekając na dalsze
słowa Sophie natomiast Weronika przybrała typowo polskie spojrzenie mające
mówić mniej więcej „że co kurwa?” – W Barcelonie…– Dokończyła brunetka lekko
przygryzając dolną wargę. –
– Ale przecież ona nienawidzi Barcelony! – Zauważyła Zidane
a w jej głowie było cos takiego…
– No właśnie. Ona to Camp Nou rozpierdoli. – Wymsknęło się
Polce.
A tym czasem w Barcelonie…
a co się działo w Barcelonie to już dowiecie się w następnym odcinku. ;>