poniedziałek, 5 sierpnia 2013

4


Evelyn siedziała na parapecie w pokoju Weroniki i wyglądała przez okno na jedną z paryskich ulic. Podciągnęła kolana pod klatkę piersiową i objęła je ramionami. Cały czas z uwagą przypatrywała się stojącym w korkach samochodom, których kierowcy jak i pasażerowie zapewne śpieszyli się do pracy bądź tez po prostu spacerującym pieszym, którzy wracali właśnie ze świeżym pieczywem do domu lub też kierowali się w stronę parku prowadząc na smyczy swoich pupili. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że tęskni za monotonią normalnego życia, które z założenia nie kręcie się wokół piłki.

– Od zawsze chciałam grac w Realu… – Jej oddech odbił się na szybie a wzrok utkwił w mężczyźnie, który razem z dwiema córkami, które prowadził za rączki zmierzał w stronę pobliskiego przedszkola. Wskazywały na to dwa różowe plecaczki umiejscowione na ich plecach. Ev nie obejrzała się, co prawda, ale zdanie, które wypowiedziała było wyraźnie skierowane pod adresem Weroniki, która była w trakcie pakowania swoich rzeczy. Jak można było się domyślić pokój wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Na podłodze, łóżku, stoliku i innych elementach wyposażenia pokoju leżały ubrania. Jeżeli Polka myślała, że zmieści to wszystko do tych swoich dwóch, śmiesznych walizeczek, z którymi przyjechała do Paryża to się zdziwi. – A może powinnam powiedzieć, że to mój ojciec zawsze tego chciał? – Zidane dodała po chwili obracając swoją twarz w kierunku Borowej. Bramkarka usiłując zamknąć walizkę usiadła na niej, ale nie uzyskała oczekiwanego efektu, więc kilkakrotnie mruknęła coś pod nosem – zapewne po polsku, bo Evelyn nie mogła zrozumieć tego jej szeleszczenia. Kiedy Francuzka pokonała dzielącą je odległość chcąc się jakoś przydać usiadła na bagażu przyjaciółki. Widząc jednak, że nic tym nie wskórają ze śmiechem zepchnęła Polkę, przez co ta wylądowała na łóżku.

– Powinnaś coś zostawić. –

– Żartujesz sobie?! – Przerwała jej niemalże oburzona Weronika. – To są tylko najpotrzebniejsze rzeczy, bez których się nie ruszam. – Ev tylko pokiwała głową, ale w taki sposób jakby chciała dać do zrozumienia przyjaciółce co tak naprawdę o tym wszystkim myśli. Otworzyła walizkę i wyjęła z niej kilka rzeczy.

– Zwariowałaś?! To przecież Madryt a nie Syberia ani ta twoja Polska. – Blondynka przerwała na chwilę swoja wypowiedź jakby porządkowała w głowie myśli. – Właśnie… Madryt. – Młoda Zidane’ówna objęła przyjaciółkę ramieniem, po czym dłonią zatoczyła w powietrzu krąg niczym agent nieruchomości prezentujący potencjalnym nabywcom dobrze wyposażona kuchnie. – Słońce, drinki, zakupy, przystojni, opaleni faceci… Uwielbiam Madryt. – Wypowiedziała ostatnie słowo prawie z nabożną czcią i pewnie wymieniałaby coś jeszcze, ale Weronika zabrała głos przedstawiając swoją wizję.

– Piłka, murawa, Santiago Bernabeu, Cristiano Ronaldo… – I tym samym sprowadziła Francuzkę na ziemię za co ta wymierzyła jej cios poduszką.





– Chyba powinnam się cieszyć. Cieszę się z tego wyjazdu do Madrytu. Wszystko zaczyna się układać. Moje życie nabiera tempa. Jest ok. Odnowiłam kontakty z Karimem… To dziwne, ale ten chłopak coraz częściej zaprząta moje myśli. Tam pewnie będę widywać Goo niemal codziennie… Czy powinnam być z tego powodu zadowolona? Nie wiem. Oglądanie go u boku tej modeleczki wcale nie jest przyjemne, zwłaszcza, że gdyby Camille mogła zabiłaby mnie samym spojrzeniem. Gdy zamknę oczy widzę roześmianą twarz małego, pulchnego chłopca, który dzieli się ze mną bagietką. Każde z nas siedzi na piłce i mimo tego, że jemy, to robimy wszystko by to drugie straciło równowagę i wylądowało na trawie i sprawdziło jej miękkość przy pomocy swojego tyłka. Stare czasy. Czy przyjaźń może przetrwać tak długą rozłąkę? Czy przyjaźń to relacja, jaka może łączyć mężczyznę i kobietę? Nie. Tak. Nie wiem.

Weronika ostatnio dość często unika tematu swojego zdrowia, – co nieraz doprowadza mnie do szału – widzę jednak, że jest lepiej. Więcej śpi, lepiej się odżywia. Martwi mnie jednak to, że nie mówi mi wszystkiego. Na pewno coś przede mną ukrywa! Wiem, że każdy ma prawo do tajemnic, ale to wcale mnie nie uspokaja. To moja jedyna prawdziwa przyjaciółka. Boję się, że wpakowała się w jakieś kłopoty a później będzie już za późno, żeby coś z tym zrobić. (…) Boże, co ja mówię. Weronika jest rozsądna, wie, co robi.

Będzie mi brakowało Francji.



Weronika właśnie zamierzała się odwdzięczyć, ale nie przyszło jej wykorzystać swojej szansy, bo do pokoju – oczywiście uprzednio pukając – wszedł nie kto inny jak sam Zinedine Zidane.

– I jak? Jesteście już gotowe? Samochód czeka. – Kącik ust mężczyzny uniósł się ku górze i zastygł w zalążku uśmiechu.

– Właściwie to tak. – Odparła Ev pomagając zamknąć walizkę Weroniki, która trochę pomarudziła aczkolwiek posłuchała wcześniejszej rady przyjaciółki i trochę niechętnie pozbyła się kilku ubrań, przez co od razu zrobiło się luźniej.

– Eee, znaczy ja… muszę wziąć jeszcze teczkę z dokumentami z salonu – Wyjąkała Borowa z ulga udając się w stronę drzwi.

– Wydawało mi się, że ją wzięłaś! – Rzuciła za nią młoda Zidane’ówna.

– Właśnie, wydawało ci się. – Odpowiedziała bramkarka nawet się nie oglądając.

– Czy mi się wydaje, czy ona się mnie boi? – Zdezorientowany Zizou. Wskazał palcem w kierunku drzwi, przez które właśnie wyszła Wer i ponownie skierował swoje spojrzenie na córkę.

– A dziwisz jej się? – Spytała blondynka po dość dłuższej chwili próbując podnieść z łóżka jedną z walizek przyjaciółki. Zinedine tylko westchnął i wyręczył córkę. Chwycił obie walizki i uniósł bez problemu jakby znajdowało się w nich tylko powietrze. – No dobrze, powiedzmy, że jest tylko odrobinę onieśmielona. – Dziewczyna wzruszyła ramionami. Jej ojciec od razu zdał sobie sprawę z tego, o co chodzi.

– Przecież wiesz, że nie chciałem być wścibski. Niby jak miałem zareagować, kiedy zastałem ich całujących się w ogrodzie? Na miłość boską! Ta dziewczyna była pod moim dachem, odpowiadałem za nią! Bardzo cenię sobie Nasriego, ale skąd miałem wiedzieć, że są razem? Właściwie nawet nie przyszło mi do głowy, że się znają. – Zidane próbował się jakoś wytłumaczyć.

– Jasne, i dlatego włączyłeś spryskiwacz do trawy? Cóż za wspaniałe wyczucie czasu i okoliczności.  – Evelyn zaśmiała się obejmując ojca.

– No… chciałem jakoś ostudzić ich zapał….

– Tato, tak trudno było się domyślić? Borowa przyszła do nas z Arsenalu. Samir grał w Arsenalu. Poza tym tak, twój plan się udał. – Dorzuciła kpiąco. – Zrobiłeś z Weroniki miss mokrego podkoszulka a tym samym dałeś Nasriemu kolejny powód by zdjął z niej ubranie. – Rzuciła bez skrępowania, na co jej ojciec wzdychając spojrzał w sufit jednocześnie kręcąc głową z niedowierzaniem.

– Kogo ja wychowałem… –

– Jedną z najlepszych i najskromniejszych piłkarek świata. – Przytuliła się do ojca. – Dobrze, że jedziesz tam z nami. Uschłabym z tęsknoty nie mając cię przy sobie. –





– Czy będziesz tęsknić za Paris Saint Germain? –

– Ależ oczywiście. – Odparła Weronika zgodnie z prawda wprost do mikrofonu, który skierowała w jej stronę czarnowłosa dziewczyna. Nieco przydługa grzywka zasłaniała jej oczy, więc co jakiś czas młoda dziennikarka odgarniała ją do tyłu. – Grało mi się tu bardzo dobrze, poznałam wiele wartościowych osób, dużo się nauczyłam… Niewykluczone, że jeszcze kiedyś tu wrócę… –

– Czy nie męczą cię ciągłe przeprowadzki? Jak widać nie możesz nigdzie zagrzać miejsca na dłużej. Jesteś wprost rozchwytywana. –

– No tak, właściwie to nie… choć przyznam, że na początku kariery nawet nie przyszłoby mi do głowy, że mogę wyjechać z Polski. Ale wiadomo, trzeba poszerzać horyzonty.



Młody chłopak niechlujnym gestem przeczesał dłonią krótkie, blond włosy odsłaniając tym samym pokryte trądzikiem czoło. Głupkowato wyszczerzył się w stronę Evelyn.

– Rozumiem, że gra w Realu Madryt to szansa na pozyskanie nowych umiejętności. – Podsunął w jej stronę dyktafon wciąż durnowato się uśmiechając i najwyraźniej licząc, że piłkarka jakoś rozwinie ten temat.

– Ależ skąd. Jadę tam tylko po to, by układać murawę na Santiago Bernabeu. Czas nagli a każda pomoc się liczy. – Blondynka uniosła swoją drobną dłoń do góry dając tym samym znak, że nie zamierza więcej udzielać żadnych wywiadów. Ta strona bycia rozpoznawalnym zawsze ją męczyła, a przecież każdy ma prawo do zachowania odrobiny prywatności, prawda? Nie można za kimś łazić krok w krok wypytując począwszy od planów na przyszłość a kończąc na rodzaju papieru toaletowego, którego używa. To chore. Niektóre pytania są totalnie nietrafione, wręcz idiotyczne a jakaś wielka osobistość z kanału telewizyjnego szczerzy się do kamery jakby błysnęła genialnością.

Mimo tych wszystkich wątpliwości, jakie w ostatnim czasie dały o sobie znać Evelyn gdzieś w głębi serca wiedziała na pewno, że chce grać. Miała to w genach. Piłkę można by porównać do powietrza, którym oddycha a bez którego nie ma jakichkolwiek szans na przeżycie.

Chwyciła dłoń Weroniki, która już najwyraźniej skończyła wywiad.

– To co, dacie nam przejść czy mamy zaczekać aż rozłożycie przed nami czerwony dywan? – Spytała młoda Zidane’ówna jak zwykle przysłaniając się osłoną sarkazmu. –Dlaczego ty zawsze trafiasz na tych normalnych a ja na zwykłe hieny żadne informacji? Wiesz, dzisiaj dowiedziałam się o moim rzekomym romansie z Gourcuffem, o którym podobno już huczy w całej Francji… Dodałam, że widziałam się z nim tylko raz i to w dodatku przez przypadek, bo pojawił się razem z Riebery’m na lunchu z moim ojcem?

– No wiesz, ja nie jestem córką Zizou tylko zwykłą bramkareczką z Polski. – Borowa wzruszyła ramionami jakby to wszystko nie było od niej zależne. Na jej twarzy malował się wesoły uśmieszek, który zwiastował, że zaraz powie coś, co może nie spodobać się Evelyn. – A co na to Karim? Nie jest zazdrosny? – Wer poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła dalej, choć jej przyjaciółka znieruchomiała na te słowa. To jednak tylko cisza przed burzą, bo młoda Zidane’ówna wkrótce należycie wypowie się na ten temat, ale to w samolocie a stamtąd Polka jej nie ucieknie. Zemsta będzie słodka. Podróż minęła w miarę spokojnie, ale nie dla bramkarki, która panicznie bała się latać. Nie dość, że kurczowo trzymała się oparcia fotela – jakby to miało jej w jakiś sposób pomóc – snując wizje o katastrofach lotniczych to Evelyn cały czas paplała o tym, że jej i Karima to w zasadzie nic nie łączy. Borowa wiedziała swoje, widziała jak na siebie patrzyli, kiedy Benzema odprowadzał Ev do hotelu. Wer bała się jednak cokolwiek powiedzieć, bo była przekonana, że jej towarzyszka wypchnęłaby ją z samolotu a ta wylądowałaby na jakimś elemencie infrastruktury tyle, że lądowanie nie byłoby przyjemne, bo przecież nie miała spadochronu.





– Sophie! – Evelyn ucieszyła się na widok reprezentantki Francji, która witała je na lotnisku razem ze swoim chłopakiem.

– A gdzie Megan? – Wtrąciła Weronika, na co Castillo tylko przewróciła oczami. – Jest na wypożyczeniu… – Podjęła powoli budując napięcie i badając tym samym reakcję koleżanek. Ev zmarszczyła czoło czekając na dalsze słowa Sophie natomiast Weronika przybrała typowo polskie spojrzenie mające mówić mniej więcej „że co kurwa?” – W Barcelonie…– Dokończyła brunetka lekko przygryzając dolną wargę. –

– Ale przecież ona nienawidzi Barcelony! – Zauważyła Zidane a w jej głowie było cos takiego…

– No właśnie. Ona to Camp Nou rozpierdoli. – Wymsknęło się Polce. 



A tym czasem w Barcelonie…




a co się działo w Barcelonie to już dowiecie się w następnym odcinku. ;>